literature

[not quite what I expected]

Deviation Actions

Star-Miya's avatar
By
Published:
252 Views

Literature Text

*

Niebo nad moją głową jest niemal bezchmurne, w najpiękniejszym odcieniu błękitu, jaki kiedykolwiek widziałam. Ani niebo nad Terionem, ani nad DeNaNi... mogłabym się założyć, że nawet niebo nad nad mityczną Amajimą nie mogłoby się z nim równać. A może to tylko mój sentyment?... Patrzę w górę z zachwytem i ulgą, że choć jeden element tego świata pozostał taki, jakim go zapamiętałam.
Trawa pod moimi nogami zieleni się soczyście i zaprasza, by po niej pobiec gdzie oczy poniosą albo po prostu położyć się i zasnąć. Bez zastanowienia zdejmuję buty - jaka miękka! - i przeciągam się, wdychając unoszący się wkoło słodki zapach.
O tej porze słońce grzeje już dość łagodnie; stoję na bezdrzewnej równinie i jedynym cieniem, jaki mogę tu dostrzec, jest mój własny. Po chwili jednak dołączają do niego dwa nowe.
- No! Bo już myślałam, że będziemy tak spadać tym portalem bez końca - słyszę zadziorny głos kuzynki, niesiony wiatrem. - Nie miałaś pomysłu, dokąd nas zabrać? Jak się tak rozglądam, to...
- Chyba nie masz zamiaru narzekać? - śmieje się Moriana, podchodząc do nas i również biorąc głęboki wdech. - Ja uważam, że wylądowałyśmy w całkiem miłym miejscu. - Po tych słowach kładzie się na trawie i z zadowoleniem wystawia twarz do słońca.
- Oj, ja też, ale zamiast tak tutaj tkwić mogłybyśmy się przespacerować. Na przykład do tego miasta, o tam.
Odwracam głowę w kierunku wskazanym przez Vanny... I rzeczywiście - tam, gdzie niegdyś rozciągało się Królestwo Słońca i Cienia, stoi teraz miasto, a w każdym razie skupisko ludzkich siedzib. Równe szeregi domów o czerwonych dachach, a dalej kamienna budowla o dwóch strzelistych wieżach, mogąca być zamkiem albo katedrą...
A na zachód (chyba) od miasta zaczynają się lasy. Zaczynają się nagle, zupełnie jakby odgrodzone niewidzialnym murem. Pełne wysokich sosen czy innych iglastych, z pewnością nie "moje" lasy. Bez krzewów, w których można się schować, bez słonecznych polan i bez wyrastających ponad drzewa metalowo-kryształowych wieżyczek, od których odbijały się promienie słońca...
A może w ogóle pomyliłam kierunki i królestwo leżało gdzie indziej, a teraz przykrywają je takie same łąki, jak te tutaj? Co, jeśli jednak znalazłam się w niewłaściwym miejscu? Bo nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać, że akurat ten obszar porosła mięciutka trawka... o owocowym smaku, co właśnie odkryła Moriana.
- Dobra, ja rozumiem "ciekawska jak kotek", ale chyba są pewne granice - śmieje się Vanny na widok naszej przyjaciółki, podskubującej zębami kolejne zielone ździebełka.
- Tak? A usiądź sobie i sprawdź, jak ta trawa pachnie z bliska. Zobaczysz, że ciebie też skusi.
- Tylko nie zjedz jej za dużo, bo zaraz lunie deszcz - nie mogę sobie darować, choć żadne znaki na niebie na to (jeszcze) nie wskazują. Za to Vanny, jakby z przekory, zrywa jeden młody pęd i chwyta go w zęby.
- Nie, no to mnie zaczyna przerastać - informuję cały świat wokół, rozkładając ręce i wznosząc oczy do nieba. No i gdzie ten deszcz, hm?
- Przecież nawet nic się nie dzieje - zauważa Moriana. - Czego się spodziewałaś?
- A, nie wiem... Dolin ukrytych między wzgórzami? Zabójczych roślin, rosnących na gołej skale? Kamiennych ścian, które przesuwają się, gdy odwrócić od nich wzrok? - wzruszam ramionami. - Ale to było dawno, chyba dawniej niż myślałam. Jeśli królestwo się przekształciło, to po labiryncie Łowców mogła nie pozostać nawet legenda.
- Łowców czego? - mojej kuzynce od razu świecą się oczy.
- Może wszystkiego, co napotkali? Któż chciałby się o tym przekonać? - uśmiecham się do wspomnień. - Były takie odwieczne prawdy, ostrzeżenia powtarzane dzieciom i przybyszom. Nie wychodź na polanę po zmroku, jeśli należysz do ludu Cienia. Nie zapuszczaj się na terytorium Łowców, jeśli nie chcesz przepaść bez wieści i stać się zdobyczą... Zwierzyną - krzywię się, potrząsając głową.
- I tam właśnie chciałaś nas zabrać na wycieczkę?! - parska śmiechem Moriana.
- Ja bym się na to pisała - zapewnia Vanny, uśmiechając się zuchwale. - A już na pewno nie podskoczyłyby mi żadne krwiożercze roślinki! Nie po tym, co nam kiedyś przysłali znajomi na Rozdroże...
- Może jeszcze będziesz mieć okazję? Może to nie po prostu inne miejsce... Bo co mogłoby tak całkowicie zmienić kawałek świata?
- Pewnie jakiś kataklizm. Albo po prostu upływ czasu... A ty, Miya, jak sądzisz?
- Wojna - odpowiadam bez namysłu.
- Kto w niej walczył?
- Cień przeciw Słońcu? Wszyscy przeciw Łowcom? - wzdycham, podczas gdy moje myśli pędzą jak szalone. - W tamtych okolicznościach każda opcja była prawdopodobna. Może nawet obie naraz. Pewnego razu następczynie Tronów Słońca i Cienia wymknęły się ze swego królestwa, by sprawdzić, ile prawdy zawierają przesądy i to mogło być początkiem końca.
- I co, faktycznie przepadły? Czy wróciły? - w karminowych oczach kuzynki migoczą wesołe iskierki; dobrze wie, jak reaguję na przerywanie opowieści. Też coś, nie dam jej satysfakcji!
- Wróciły... - siadam na trawie i spoglądam wstecz, chociaż przed siebie. Na szybką jak iskra księżniczkę Słońca, biegnącą co sił i zdenerwowaną efektami, jakie wywierała jej obecność na zakazanych ziemiach. Na księżniczkę Cienia, idącą z wysiłkiem, choć nie dokucza jej zmęczenie; co chwilę oglądającą się wstecz oczami ciemnymi jak burzowe chmury. Czy tak pozostało, kiedy dużo później Łowcy zaczęli podchodzić coraz bliżej królestwa, by upomnieć się o swoje? - Wróciły. Po roku.
- Przyznaj się, byłaś jedną z nich? - pyta Moriana, również zapatrzona w przestrzeń, a może w swoje własne wspomnienia; czasem wydaje mi się, że ma ich nawet więcej niż ja.
- Daj spokój. Wyobrażasz sobie mnie jako księżniczkę?
- Ja tak, biorąc pod uwagę twoje powinowactwo z cieniami - śmieje się już otwarcie Vanny.
- Ja też mogę zacząć, skoro tak cię to denerwuje - wtóruje jej Moriana. - Ale mieszkałaś w tym świecie?
- Mieszkałam. W innym życiu.
- W poprzednim?
- Nie, jeszcze wcześniej - zamyślam się. - Ale gdybym w poprzednim życiu znalazła jakieś przejście tutaj... Choćbym miała nawet przepaść w labiryncie... Nie wahałabym się.
- A nigdy nie znalazłaś? Czyżby istniał jakiś świat bez ani jednej furtki do czarownych krain? Dałabym głowę, że nie.
- Lepiej trzymaj ją na karku. Ale kto wie? Była taka ślepa uliczka, nie do znalezienia na żadnej mapie... Stały tam domy o zawsze ciemnych oknach, a między nimi ścieżka prowadząca w las. Również nie do znalezienia.
- I nigdy tą ścieżką nie poszłaś? - Vanny spogląda na mnie z rozczarowaniem. - Tchórz!
- Wiesz, kiedy się większość czasu spędza na kozetce, bezskutecznie próbując odeprzeć zarzut ciężkiej mitomanii, to nie ma się pewności, czy ta ścieżka nie jest tylko wymysłem. Zresztą zanim zebrałam się na odwagę, pojawił się Lex i... - urywam, nie musząc kończyć; obie rozumieją. Pojawił się Lex i umarłam. A od tamtego czasu mogły upłynąć długie lata...
Podnoszę się, gotowa wreszcie stąd iść, choćby i do nieznanego miasta. Chociaż może i dalej? Może by tak przemknąć na drugą stronę tego świata i odwiedzić Góry Nieznane? Jeszcze raz obejść wkoło kratery, sprawdzić, czy plemiona z Gąszczu wciąż walczą między sobą?... Bawię się tymi myślami przez chwilę, aż wreszcie otrząsam się z nich jak z kropel deszczu. Jakby tylko jedna połowa świata mogła się zmienić od tamtej pory, też coś.
- No i masz, chyba wywołałaś deszcz - skarży się Moriana, patrząc w niebo.
- Raczej ty wywołałaś - przypominam.
- Nie ma obawy - Vanny nie traci pogody ducha. - Zobaczcie, jak daleko są te chmury. Prześcigniemy.
- Ja tam się niczego nie obawiam - parskam śmiechem. - W końcu jestem z lodu, nie z cukru.
Dla tych, co nie wiedzą: mój blog składa się głównie z takich oto ścinków. Takoż i całe moje pisanie.

Ze specjalnym udziałem :icontehcoyote: i :iconmoranna:, które chciałabym kiedyś tam zabrać.
© 2013 - 2024 Star-Miya
Comments3
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
tehcoyote's avatar
:)))
alez oryginalny komentarz. ale podobalo mi sie bardzo. takie melancholijne, a ostatnio czesto jestem w tym nastroju, wiec dobrze bylo sie wczuc i tak.... wrocic na chwile.